sobota, 29 grudnia 2012

Człowieki chore = chory kot

Tak jakoś się nam w tym roku złożyło, że w całym tym majdanie około świątecznym złapałam Grypę. Grypa, jak to grypa, poczekała sobie do Wigilii i zepsuła całe Święta. Dodatkowo przytachała ze sobą Straszny Kaszel, który męczy nas i męczy. Pani Wysoka Gorączka pomału odchodzi w zapomnienie, ale Straszny Kaszel uparł się chyba, że zostanie do Nowego Roku. I tak cała grypowa menażeria jęczy i stęka. Najbardziej niezadowolonym z zaistniałej sytuacji osobnikiem jest Pan Kot. No bo jak to - miziania nie, dokazywania nie, a co najgorsze z miską się spóźniają! Tak więc cały dom chory. Kot z braku zainteresowania, reszta na grypę. Chodzi więc biedy Pan Roman po domu i miauczy, i miauczy, aż sąsiedzi myślą, ze kota ze skóry obdzieramy... Ale grypa kotu nie straszna i wykorzystuje ją do osiągania własnych celów mieszkaniowych, czyli spania w łóżku. Dodam , że u nas kot śpi osobno w nocy i nie ma prawa wstępu normalnie do łóżka. Ale człowiek jak chory, to nie ma siły walczyć z siłami natury (lub jak kto woli kotury) i się jej poddaje, przynajmniej w dzień. 

 Drzemka z głową na udzie, nie kaszl, nie kichaj, najlepiej nie oddychaj :)

Kocia telewizja, czyli oglądamy program przyrodniczy o kotach. Tak gdzieś koło północy.

 Pełne skupienie i ten uśmiech na twarzy. Ciekawe co znowu Menda kombinuje?

 Dancing Romek

A jak wyglądało testowanie karmy?
Początkowo ... opornie. Pierwsza miska chyba z tydzień szła. Ale później było już lepiej. Teraz jest już normalny tryb jednej michy dziennie. Zmiany? Ładne futerko, brak przybierania na wadze i "twarde dowody"  ;P Mam też szczerą nadzieję, ze Purina się na mnie nie obrazi, ale wiszę jej kilka adresów e-mail do znajomych, ale jak pisałam powyżej - grypa :) Jeśli Purina chce, to z miłą chęcią jej podam, ale o kontakt proszę przez Streetcoma :)



Do usłyszenia

***

Magda

wtorek, 13 listopada 2012

Przesyłka dyplomatyczna

Dziś otrzymaliśmy naszą "przesyłkę dyplomatyczną", czyli paczkę ambasadora. Romek i ja uczestniczymy w kampanii rekomendacji Streetcom. Jeśli jesteście ciekawi jak to wszystko działa, zapraszam na stronę Streetcom. Jesteście ciekawi jaką markę będziemy testować? Dzięki wypełnianiu ankiet i odrobinie szczęścia, udało nam się dostać do kampanii maki PURINA ONE. Paczka, która dziś dostaliśmy przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Ale o tym już w obrazkach opowie Romek.

To Ja, na paczce. A myśleliście, że kto? W każdym razie, Pani zdziwiona była, że takie to to duże i ciężkie. Nie wiem, nie nosiłem, od tego mam ludzi. 

To znowu Ja. Pilnuję mojej własności kiedy ludzie zdjęcia pstrykali.

A tu już mi oczka błyszczą na nową beczkę śmiechu. Ta z tyłu już się trochę wyrobiła...

Phi, Ja też tak umiem, a nikt nie chce mnie umieszczać na kartonach.

A teraz najważniejsze, czyli zawartość.

Paczka wypchana po brzegi, to lubię :)

A ten na dole co się dobiera do MOJEJ karmy? Won!

A tak prezentuje się zawartość paczki: 4 duże (800g) opakowania karmy dla kastratów, czyli pode mnie, reszta mniejsza (400g) w różnych wariacjach. Pani mówi, że to nie dla mnie. Jak to nie dla MNIE?

Miarka? A po co komu miarka?

Miała być jedna miarka. Po chusteczkę 4?! I to z pokrywkami!

Jeśli chcielibyście tak jak my dostawać takie miłe paczki, zachęcam was do odwiedzenia strony Streetcom.
A już wkrótce relacja z pierwszej miski, czyli zabieramy się za testowanie karmy. 



Pozdrawiamy

***

Magda & Romek

sobota, 10 listopada 2012

Testujemy :)

I tak oto, szczęśliwym trafem Romek i ja trafiliśmy do programu ambasadorów pewnej marki pokarmów dla kotów. Jakiej marki? O tym przekonacie się już wkrótce - jak tylko dotrze do nas paczka z karmą/karmami :) A na osłodę czekania - kilka zdjęć :) Romek, już doczekać się nie może nowej karmy :P

Oto Ja - wasz KRÓL, Pan i Władca. Miskę dawać, nie marudzić.

Eeee, ale jak, że dopiero południe?

Powiedziałem - Miiiichaaaa!!!

Brzuszek pełny = kot szczęśliwy :)

O i taki piękny jestem :D

***

Magda


niedziela, 26 sierpnia 2012

Miesiąc pod kotem

Trzeba przyznać, że ostatni miesiąc nie należał do zbyt udanych w życiu kota. Najpierw pojechał do koloni karnej dla wygnańców, czyli spędził tydzień w hotelu dla zwierząt, z którego wrócił z podziębionym gardłem. Dzięki temu, kot dostał (łącznie w ciągu tygodnia) 5 zastrzyków w tyłek. Muszę przyznać, że chory kot to najmilsze stworzenie na świecie - je i śpi i nic poza tym :)

I tak przez 16 godzin na dobę :)

W kolejnym tygodniu kotek zapolował w nocy na pozostawione samotnie jajko na twardo. Nie byłoby problemu gdyby nie fakt iż kotek, jak to kotek, zjadł większą część jajka ze skorupką! I znów wizyta u Weta. Pani Wet powiedziała, że trzeba parafinkę kotkowi do pyska 5 razy w ciągu dnia zaaplikować i powinno być OK. Ogólnie kot wyglądał wtedy jak 10 nieszczęść.


Kolejny tydzień to już tragedia na maxa była, czyli kastracja, która przebiegła bez problemów i już tego samego dnia kot buszował po mieszkaniu. Nie zmieniało to faktu, iż spanie było nadal priorytetem :)


Niestety zaliczyliśmy także kota-obrażalskiego, po tym jak wyjechałam na 2 dni i kot został w domu z mężem. Obraził się śmiertelnie i przez kilka dni nie było mowy o chodzeniu na rączkach, czy zwykłym mizianiu kotka.

A cały miesiąc minął pod znakiem zmiany klawiatury, czyli ponownego ząbkowania.


Ehhh i żyj tu z kotem...

***
Magda

piątek, 22 czerwca 2012

Bestjon in akcjon

Siemaneczko ziomeczki! To znowu ja, Romek, wasz przyszły niedoszły King i Kajzer. Nie wiem, czy już wspominałem Wam, jak trudna jest rola etatowej bestii domowej. Wiecie, takiej, która rzuca się do gardła w poszukiwaniu tętnicy, którą można byłoby przegryźć, a następnie przejąć władzę nad światem (a przynajmniej nad mieszkaniem). Oczywiście moi ludzie nie mają zielonego (a także żółtego, czerwonego, a nawet różowego) pojęcia o tym, jak mocno nad tym pracuję. Konspira pełną gębą - żyrafy wchodzą do szafy i takie tam. Myślę, kalkuluję, a w mojej futrzastej głowie rodzą się szatańskie intrygi. O, tak wtedy wyglądam:


Moje ściśle tajne przez poufne przygotowania psuje tylko jedna rzecz... Mój nałóg... Po prostu, gdy TO widzę, nie mogę się opanować...


 


Uuuu... Mało brakowało, a bym się zdradził. Na szczęście moi ludzie nie są na tyle bystrzy, aby się połapać. Im wydaje się, że jestem jakimś DETEKTYWEM. Miachiachia. Kot by się uśmiał. Już niedługo zobaczycie, co to znaczy pełna władza ko... o nie... nienienienienienienie! TO znowu nadchodzi!




Oni wiedzą! Zdrada! Kto doniósł? Ciapek z akwarium? O nieee, już nie żyjesz, jak karmę kocham! Priper tu daj! Romek i tak łil rul de łerld! Miachiachiachiachia!



Dano dwudziestego drugiego dnia ścierwca Anno Kotini 2012.
Z Kociej Łaski Przyszły Niedoszły King i Kajzer Romek Roman Romuald Traugutt I


PS. Oto mój oficjalny portret, który pod karą śmierci przez zamruczenie już niedługo będzie wisiał w każdym domu.


niedziela, 27 maja 2012

The Mruczing Machine

Mruczenie - to podstawa. Kot, który od czasu do czasu sobie nie mruknie, od razu budzi podejrzenia. Zaciekle tropiący "Piórkowego" detektyw Romek oczywiście nie może sobie na nic takiego pozwolić. Wytrwale zapuszcza więc silnik swojej Mruczing Machine, aby nikt nie mógł podważyć jego męskości kotowatości. Osobiście skłaniam się do przypuszczenia, że w użyciu są tu baterie Duracell.
Skoro więc mruczenie ma przyszłość - dziś krótki mix z mruczeniem w wykonaniu DJa Romka.


Bo w końcu, jak to starożytni Ormianie mówili - mruczenie kota jest na wagę złota.

środa, 23 maja 2012

Kot-Ogrodnik

W związku z brakiem nowych dowodów w sprawie "Piórkowego" postanowiłem pomóc mojej Pani przy kwiatkach. 

Najpierw Pani owinęła duże donice na podłodze jakąś dziwną folią, co to szeleści niemiłosiernie i nie można w ziemi pobuszować. Na szczęście są jeszcze kwiatki na parapecie. 

Najpierw trzeba sprawdzić z czym ma się do czynienia. Ja stosuję zasadę "co do rączki, to do buzi". 

Tu mamy żyto czy inną pszenicę. Pani mówi, że to "trawka dla kotów", czyli można jeść. 

Później była mała sesja zdjęciowa. Zobaczcie jaki fotogeniczny jestem.


Ten czarny nos to od wsadzania go w ziemie w doniczkach. Pani próbuje ciągle mi go wyczyścić, ale się nie daję.


Później zająłem się kolejnym kwiatkiem, a raczej jakimś kaktusem. Pani mówi na to "Grudnik", ale kuje to to strasznie i niezbyt smakuje, więc szybko mi się znudziło. 


A po ciężkiej pracy - zasłużony odpoczynek... Dobranoooooc...


Romek



poniedziałek, 21 maja 2012

Romek Miauczyński: WEJŚCIE SMOKA... to jest, KOTA

Proszę Państwa, oto Romek. Romek = kot. A kot jaki jest, każdy widzi: syberyjski. Bezwstydnie długowłosy, nieprzyzwoicie puszysty. Ów obecnie trzymiesięczny futrzak mieszka z nami od ostatniej soboty, kiedy to przywieźliśmy go od przemiłej Pani Agnieszki z hodowli Aryskotracja ulokowanej w Karsku nieopodal Barlinka.

Siemaneczko ziomeczki! To ja, Romek, King i Kaiser.
Romek to, oczywiście, pseudonim artystyczny. Imię nadane mu na chrzcie w hodowli to Eragon (w skrócie Ernie).
Skąd w takim razie Romek?
Całkowicie odcinamy się od zupełnie nieuprawnionych pogłosek, jakoby imię naszego kota miało pochodzić od kryptonimu tzw. "człowieka zwanego koniem", którego nazwisko w wolnym polskawo-angielskawym tłumaczeniu brzmi "Rzymski of These Games". Kategorycznie oświadczamy, że nasz kot w politykę nie wszedł, nie wchodzi i nie wejdzie. O!
Dlaczego Romek? Po prostu. Fajnie brzmi - a poza tym czy on nie wygląda na takiego Romka...?

A tutaj z mamą ver. 2.0 w Barlinku - cierpię za milijony

Na naszym blogu będziemy śledzić - mamy nadzieję, że i z Wami - dalsze losy Romka Miauczyńskiego. Mamy nadzieję, że wpisów uzbiera się przynajmniej tyle, ile odcinków miało 10 pierwszych sezonów "Mody na sukces" (później większość z nas przestaje je liczyć, oddając się różnym ciekawszym i bardziej konstruktywnym zajęciom, jak na przykład udział w mistrzostwach świata w piciu piwa nosem czy też bicie rekordu Guinessa w biegu na rzęsach dookoła Polski). A jako że Romek dopiero poznaje otaczający go świat, mogą dziać się tu BARDZO ciekawe rzeczy.

Ave Romek! Morituri te salutant!

No, ja myślę!